Skontaktuj się z nami

Społeczeństwo

BYLEJAKOŚĆ. BYLE PRACA. BYLE ŻYCIE. – CZYLI O OBNIŻENIU SIĘ JAKOŚCI DOSŁOWNIE WSZYSTKIEGO

Opublikowano

dnia

Klimat bylejakości udzielił się dosłownie wszędzie. Zaczyna się on na coraz to bardziej pogarszającej się jakości towarów, usług, a kończy na tym, że w miejscach gdzie powinno być co do zasady miło, klient staje się wrogiem obsługujących cię ludzi. Pogorszenie się standardów stało się naturalnym zjawiskiem, które rokrocznie narasta. Bylejakość, byle życie i byle praca, taka czeka nas przyszłość w ramach rozwoju cywilizacyjnego. Z własnego wyboru prawie do zera zminimalizowałem wyjścia do restauracji.

Nie chciałbym zabrzmieć jak odrealniony od życia buc, ale średnią radość sprawia mi czekanie 20 minut na rachunek, siedzenie przy brudnym stole, czy bycie traktowanym jak intruz. Naprawdę rozumiem, że osoby pracujące w gastronomii nie mogą liczyć na wysokie wynagrodzenia i przelewają swoją frustrację na klientów. Jednak nie po to chodzi się w takie miejsca, żeby było niemiło. Obniżenie się standardów i jakości pracy jest odczuwalne dosłownie wszędzie. Poważne traktowanie swoich obowiązków odchodzi w niepamięć, a coraz bardziej odczuwalna jest łaska, że osoba, której się płaci – w ogóle zjawia się w pracy. Są nawet badania potwierdzające tę hipotezę. Prawie połowa konsumentów (47 proc.) ma trudności w kontakcie z firmą lub braku wsparcia ze strony obsługi klienta z powodu pogorszającej się jej jakości.

Elon Musk był jednym z pierwszych, którzy zaczęli duże zwolnienia grupowe w Big Techu w celu optymalizacji kosztowej. Na początek przygnieciono go krytyką, a kiedy okazuje się, że zwolnienie kilkudziesięciu procent załogi nie obniżyło aż tak bardzo jakości produktu, a w ślad za nim poszły kolejne korporacje. Proszę sobie samemu odpowiedzieć na pytanie, jaki wkład miała praca tych ludzi w funkcjonowanie organizacji. Obniżenie się jakości towarów druzgocąco razi po oczach. Dostępne są rozmaite publikacje porównujące zużycie przedmiotów w czasie. Bardzo ciekawe badanie przeprowadziło UCE Research dotyczące ubrań. Co drugi badany w Polsce odczuwa gorszą jakość odzieży w ostatnich 12 miesiącach. Ubrania stają się coraz bardziej jednorazowe i tak zaczynamy je traktować. Rynek europejski zalewa tania poliesterowa odzież, która po kilku praniach nadaje się do kosza. Walcząca ze zmianami klimatycznymi Unia Europejska wysyła je masowo na wysypiska śmieci do biedniejszych krajów, tworząc w nich wielohektarowe składowiska odpadów. Jednocześnie czyniąc walkę ze zmianami klimatyczny za najwyższy cel istnienia człowieka, co ma swoje przełożenie zwłaszcza na najmłodszych mieszkańców Europy.

Dziewięciu na dziesięciu młodych Europejczyków (15-24 lata) zgadza się z tezą, że zwalczenie zmian klimatycznych może pomóc w poprawie ich własnego zdrowia i samopoczucia. Blisko 25 proc. młodych ludzi najbardziej boi się w swoim życiu zmiany klimatu, a 40 proc. nie chce mieć dzieci przez jego zmiany. Potęgowanie tej paniki ma druzgocący wpływ na rosnącą liczbę depresji i innych problemów natury psychologicznej. Nie chcę bardziej wnikać w tematy psychologiczne, bo nie jest to obszar moich zainteresowań. Jednakże proszę sobie samemu odpowiedzieć na pytanie, czy ta bylejakość nie przełożyła się również na relacje międzyludzkie? Szybko niszczejące ubrania są jednak niczym przy coraz gorszej żywności. Doskonałym przykładem jest pieczywo, które bez ulepszaczy kosztuje bardzo duże pieniądze. W celu utrzymania jego ceny stosuje się coraz więcej substancji skracających czas produkcji. Oczywiście kosztem zdrowia społeczeństwa.

Wysoko przetworzona żywność staje się standardem. Niedługo dojdziemy do stanu amerykanów, gdzie 73 proc. dorosłych ma nadwagę, w znacznej mierze wynikającą z beznadziejnego jedzenia. Zabawnie wygląda wprowadzony w Unii Europejskiej Nutri-Score, gdzie można odnieść wrażenie, że nie do końca pokrywa się on z prawdą. Spadek jakości jest odczuwalny nawet w produktach szerokorozumianych jako premium. Do drogich perfum zaczęto używać chociażby anise alkohol, czy benzylu w celu obniżenia kosztów produkcji. Oczywiście kosztem trwałości produktu. Przykładów mógłbym wymieniać bez końca, większość z nich łączy jednak jedno. Postępująca bylejakość, byle praca i byle życie.

Ekonomista i przedsiębiorca aktywnie działający w branży Human Resources (HR). Dyrektor Forum Mikro i Małych Firm w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Ponadto autor analiz gospodarczych i publicysta w Warsaw Enterprise Institute. Głównymi jego specjalizacjami jest funkcjonowanie Mikro i Małych Firm, a także rynek pracy. Absolwent Wydziału Nauk Politycznych oraz Finansów i Rachunkowości na Uniwersytecie Warszawskim.

Kontynuuj Czytanie
Kliknij by dodać komentarz

Zostaw Wiadomość

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Społeczeństwo

Zmiany klimatyczne – czyli oliwki i winogrona w Polsce

Opublikowano

dnia

Są momenty, że klimat w Polsce przypomina bardziej subtropikalny wilgotny (Cfa w skali Köppena) – występujący w północnych Włoszech, Serbii, Chorwacji – czy znacznej części południowych Stanów Zjednoczonych – niż standardowy dla nas wilgotny klimat kontynentalny. (Dfb)

Charakteryzuje się długim (od maja do października) okresem letnim, temperatury często przekraczają 30 stopni, a powietrze jest wilgotne – co powoduje gwałtowne zjawiska burzowe, w tym – tornada i burze wiatrowe derecho z wiatrem znacznie przekraczającym 100 km/h.

Burza wiatrowa derecho z 2017 roku nad Polską – zdjęcie IMGW

Zimy są przeważnie łagodne i deszczowe – z temperaturami powyżej zera. Wiosna i jesień są krótsze i stanowią pewną formę przejściową pomiędzy latem a zimą. (kwiecień i listopad)

Stały wzrost globalnych temperatur sprawia, że zasięg klimatu subtropikalnego wilgotnego przesuwa się na północ – w kierunku Europy centralnej. Jednak wciąż roczna średnia temperatur w Austrii, Węgrzech, Czechach, Słowacji i Polsce nie jest wystarczająco wysoka by zaliczać te kraje do strefy subtropikalnej.

Scenariusz zmian klimatycznych w Europie – klimat w Polsce ma zacząć przypominać ten z obecnej Europy Południowej – Köppen, 2018

Patrząc jak wyglądały ostatnie lata – z łagodnymi zimami przeplatanymi orkanami i burzami śnieżnymi oraz upalne i burzowe lata – ewidentnie jesteśmy w okresie przejściowym pomiędzy tym co było (klimat kontynentalny wilgotny) – a tym co będzie – klimat subtropikalny wilgotny.

Być może zamiast bananów, jak opowiada Korwin – Mikke – będziemy w przyszłości uprawiać oliwki i winogrona.

Kontynuuj Czytanie

Społeczeństwo

Programy socjalne wspierają i karmią najbogatszych?

Opublikowano

dnia

Pomimo hojnych pakietów socjalnych, w Niemczech od 2006 roku o 2.7 miliona osób wzrosła liczba osób dotkniętych ubóstwem. Znana w całej Europie ze swojej polityki społecznej Szwecja, zmaga się z ogromnymi nierównościami.

Pięciu najbogatszych Szwedów ma tyle pieniędzy, co pięć milionów innych obywateli. W Belgii, jeden na ośmiu mieszkańców zmaga się z ubóstwem, o nierównościach społecznych we Francji mówi się od co najmniej dekady lub dwóch.

W tym samym czasie coraz dłuższa staje się lista miliarderów na świecie, a jak twierdzi „Forbes”:

„miliarderzy są zamożniejsi niż kiedykolwiek” (2024 r.)

Naprawdę dziwię się, że nikt nie podjął przeanalizowania faktu, że rozbudowane programy społeczne prowadzą do jeszcze większych nierówności społecznych, a tymczasem sprzedaje nam się to wszystko w opakowaniu, że „państwo wspiera najuboższych”. Nieprawda, ono w ten sposób czyni bogatszych jeszcze bogatszymi i udaje, że pomaga biednym. Piękny, wymyślny i genialny szwindel, który działa (dla kogo powinien).

Czas pokazał, że program „500+” zamiast pełnić funkcję prorodzinną, zaczął pełnić funkcję kreacji popytu. Dzieci rodzi się coraz mniej, a w ubiegłym roku padł rekord najmniejszej liczby urodzeń. Mało spełnia również swoją funkcję wyrównującą szanse, bo liczba osób w Polsce żyjących w skrajnym ubóstwie niewiele się zmieniła względem 2016 roku (procentowo).

W tytułach prasowych zaczęły natomiast pojawiać się nagłówki i stwierdzenia, cytuję:

„od lat nie było w Polsce tak radykalnego wzrostu nierówności dochodowych.” – Forsal, luty 2023 r.

Programy socjalne są genialnym narzędziem do sterowania popytem, a także do wzrostu zamożności wąskiej grupy społecznej, i to za przyzwoleniem biednych (!). Im większy prowadzisz biznes, tym większym powinieneś być „socjaldemokratą”, a najlepiej jeszcze bardziej skrajną jego odmianą. W sumie, kupienie sobie za dwa tysiące miesięcznie ziomka, co mi się przyklei do asfaltu, to nawet całkiem fajna zabawa (dla sponsora, nie użytkowników ruchu).

Zapewne zastanawiasz się, w jaki sposób narastają różnice społeczne, pomimo tego, że ludzie otrzymują coraz więcej pieniędzy, przecież to nie brzmi logicznie na pierwszy rzut oka. No właśnie, ale tylko na pierwszy, lecimy z przykładem.

Przenieśmy się na chwilę do 2016 roku, kiedy to minimalne wynagrodzenie miesięczne wynosiło 1850 zł. W tamtym okresie dodatkowe pięćset złotych stanowiło istotną część budżetu domowego i społeczeństwo przeznaczyło głównie te środki na konsumpcję. Wyobraź sobie, że miałeś stary samochód, cos stuka od dłuższego czasu, ale te pieniądze wystarczą Ci na naprawę samochodu. Nie polepszą twojego statusu majątkowego, ale poprawia Ci komfort życia, bo przestanie coś pukać w kole.

Jedziesz do mechanika, on zamawia części, przyjeżdżają, montuje, płacisz, wychodzisz, nie stuka. Twój standard życia raczej nie wzrósł, ale przez pakiet socjalny do tego mechanika przyjedzie więcej osób z zepsutymi samochodami niż wcześniej. Nie dość, że zarobi mechanik, to jeszcze firma kurierska, producent części, dystrybutor i tak dalej. Realnie obsłużą więcej osób, bo wykreowano popyt na ich usługi polityką fiskalną. Nie zarobi najbiedniejszy, tylko każdy po drodze na nim.

No właśnie, i tutaj rodzi się problem, bo z jednej strony potrzebujesz tego mechanika, żeby montował części u swoich klientów, ale z drugiej nie chcesz żeby urósł na tyle, żeby zbędny był mu po drodze dystrybutor części. Do tego, pojawiła się jakaś drobnica handlująca częściami w Internecie, która zaczyna ci przeszkadzać.

Dlatego wymyśla się coraz to nowe „prospołeczne” udogodnienia w postaci np. ESG, diversity i podobne wynalazki, żeby dystrybucja środków szła do największych kieszeni, a nie tych drobnych, którzy są upierdliwi i niszczą (tym większym) rynek. Doprawia się to też działaniem na szczeblu regulacyjnym. Biedny ma pozostać biednym, a nie się po drodze bogacić jakąś drobną działalnością (nie daj Bóg, żeby urósł!) jadąc w pociągu ekspansywnej polityki fiskalnej na gapę.

Gdybyśmy wybudowali dzisiaj milion mieszkań socjalnych, to prawdopodobnie społeczeństwo lokowałoby oszczędności na rynku kapitałowym, bo nie byłoby sensu trzymać ich w nieruchomościach. Napędzając w ten sposób wyceny największych podmiotów i dając im jeszcze większy kapitał do obracania.

Ponadto, te wszystkie mieszkania musiałby ktoś wybudować. Zarobiłby na tym niejeden deweloper, większy wykonawca, producent materiałów budowalnych i tak dalej. W interesie największych podmiotów gospodarczych jest interwencjonizm państwowy w gospodarkę i „dosypywanie” do niej pieniędzy, bo życie człowieka, który będzie płacił o półtora tysiąca mniej za mieszkanie za wiele się nie zmieni.

Inaczej, będzie żyło mu się minimalnie lepiej, ale i tak nie skumuluje większego kapitału, a wzrośnie mu konsumpcja. Napędzi w ten sposób kieszenie większym, i tak to się kręci. W imię sprawiedliwości społecznej, żebyś ty pozostał w błędnym kołowrotku biedy.

Kontynuuj Czytanie

Społeczeństwo

Kupuj więcej, wydawaj więcej

Opublikowano

dnia

Chciałbym z góry wszystkich przeprosić za dzisiejszy wpis. Zimny, pozbawiony uczuć i empatii, gdzie zrównuję człowieka do krzywdzących uogólnień. Jednak nie do końca tak jest, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

W poprzednim felietonie tłumaczyłem, dlaczego poszerzanie polityki socjalnej może prowadzić do jeszcze większych nierówności społecznych. Większość działań marketingowych, a także tych wspieranych przez państwo ma za zadanie tworzenie biednego (myślącego, że jest bogatym) konsumenta.

Zrównując Cię do roli hodowlanego broilera. Z tą różnicą, że nie obetną Ci głowy po pięciu tygodniach. Na tyle zamożnego, żeby nie umarł z głodu i kupował. Jednakże na tyle biednego, żebyś nigdy nie zagroził tym, co wytwarzają. Musimy sobie uzmysłowić, że większość z nas żyje w jednej wielkiej sekwencji czasowej, która de facto trzyma nas przy życiu. Inaczej stracilibyśmy poczucie czasu i sensu swojego życia .

Najpierw Boże Narodzenie, potem Sylwester. Kwiaty na Walentynki.

Tik tak…⌚

Jajka na Wielkanoc. Potem majówka, z grillową kiełbasą, która nie stała nawet przy prosiaku. Zapijana tanim browarem do oporu.

Tik tak tik tak… ⌚

Od majówki do wakacji to już ostatnia prosta. Tutaj w zależności od zasobu portfela albo są to wakacje zagraniczne albo wakacje polskie. Przeżywanie, że Ahmed w Hurghadzie robi słabe drinki.

Tik tak tik tak tik….⌚

Potem to już tylko rozpoczęcie roku szkolnego. Chwilę później spadają z drzew liście i robi się zimno. Zapal znicz na Wszystkich Świętych, by kilka tygodni później latać za bagienną rybą, którą wymyślili komuniści, żebyśmy nie poumierali z głodu w komunistycznym raju.

Po Bożym Narodzeniu, które stało się świętem konsumpcjonizmu, pozostaje ostatnia prosta do Sylwestra, by potem połowa narodu nie była w stanie ponieść rano głowy z łóżka. Koło się zamyka.

W zasadzie wszystkie te wydarzenia cechuje wzmożona konsumpcja. Naprawdę idzie się w tym wszystkim pogubić. Cyber Monday, Blue Monday, Black Friday, Dzień Kobiet, Dzień Mężczyzn, Dzień Kota. W zależności od okazji zyskuje jakiś producent lub konkretna branża. Nawet jak chcesz odłożyć pieniądze, to i tak wydasz furę kasy na niepotrzebne jedzenie na Święta lub zalejesz pałę tanim browarem w majówkę.

Halo, twój 50-cio calowy telewizor woła, że jest mały. Pierdyknij sobie kolumbrynę na pół salonu. Oczywiście na raty, a jakże inaczej. Duże sklepy z elektroniką przy większym zakupie od razu sugerują Ci raty, a nie płatność z góry.

Oczywistym jest, że im mniej zarabiasz, tym podstawowe produkty do przeżycia stanowią dla ciebie większy procent wydatków niż w przypadku osoby bardziej zamożnej. Bardzo trudno wyrównać te różnice w czasie, bo dysproporcje rokrocznie rosną, by zwieńczyć klamrą poprzez dziedziczenie.

Jeżeli myślisz, że czterodniowy tydzień pracy jest dla ciebie prezentem i szansą na lepsze życie, to owszem – masz rację, ale tylko na pierwszy rzut oka. Chodzi o to, żebyś kupował jeszcze więcej. Siedząc dodatkowy dzień w domu zaczynasz myśleć. Może brakuje ci nowego tostera? Może potrzebujesz nowego komputera? Nie bez przyczyny w pandemię zaczęliśmy robić remonty na masową skalę.

Zwieńczeniem tego wszystkiego będzie Gwarantowany Dochód Podstawowy, który prędzej czy później nastąpi. Zobacz jak bezwartościowa jest twoja praca, skoro ktoś jest w stanie płacić Ci za siedzenie w domu, żebyś tam nie chodził.

Niedługo się okaże, że większą wartość dodaną dla gospodarki będzie miał dwudziestolatek siedzący w domu z dochodem podstawowym przeglądający Internet niż jego praca w restauracji, której nienawidzi i najchętniej by porzucał w szefa talerzami. Program, który będzie miał za zadanie wyrównać różnice społeczne, jeszcze je powiększy.

W Hiszpanii 27 procent młodych ludzi jest bezrobotnych. Pomimo tego, że na rynku dostępna jest praca. Po prostu opłaca się nie pracować. Po 6 miesiącach po utracie pracy Hiszpan może liczyć na zasiłek jedynie o 21 proc. niższy od ostatniego wynagrodzenia, stąd wielu sobie żyje z dnia na dzień. Podobnie będzie w przyszłości w społeczeństwie z dochodem podstawowym. Czy to źle? To zależy.

Kontynuuj Czytanie

Popularne